Małgorzata Oliwia Sobczak o filmach na podstawie jej serii: „Szaleństwem byłoby niezekranizowanie kolejnej części”
4 kwietnia 2025
Z pisarką Małgorzatą Oliwią Sobczak o jej nowej książce „Błękit”, ulubionym filmie zlokalizowanym w Trójmieście oraz kolejnych ekranizacjach cyklu „Kolory zła” rozmawia Marta Rogacewicz.
Czy oglądała Pani serial „Dojrzewanie”? Pytam, ponieważ w dwójnasób skojarzył mi się z Pani nową książką „Błękit”. Po pierwsze, jednymi z podejrzanych o morderstwo są nastolatkowie zafascynowani brutalnymi grami i internetowymi wyzwaniami. Skąd pomysł na tych bohaterów?
Nie widziałam jeszcze serialu „Dojrzewanie”, ale faktycznie bardzo głośno się o nim zrobiło. Sam pomysł na wykorzystanie motywu gier i internetowych wyzwań pojawił się w toku opracowywania w „Błękicie” płaszczyzny lat dziewięćdziesiątych. Pojawił się tam bohater, który przesiaduje w domu i gra w pierwsze gry, jakie pojawiły się wtedy na rynku. Systematycznie wypożycza też filmy sensacyjne i kryminały. Z jednej strony boi się tych treści, z drugiej mocno go przyciągają. Pomyślałam wtedy, że w tamtych czasach nikt nie zastanawiał się nad wpływem gier i przepełnionych okrucieństwem obrazów na psychikę młodych ludzi. Nikt nawet nie przypuszczał, że kiedyś ten przemysł tak bardzo się rozwinie, brutalne treści będą przybierały ekstremalne formy, a dzieciaki popadną w prawdziwe uzależnienie. Paralelnie rozwinęłam więc tę problematykę na płaszczyźnie współczesnej, pokazując, jak to wszystko ewoluowało. A przede wszystkim jak zmieniła się młodzież, skora do podejmowania najwyższego ryzyka dla rozrywki i popularności. Przerażające to i smutne, że dziś miarą sukcesu dla wielu młodych ludzi jest niewiążąca się z żadną wyższą wartością rozpoznawalność w mediach społecznościowych. „To ty zawsze chciałeś zostać hasztagiem! To ty zawsze o tym marzyłeś!” – powie jeden z bohaterów „Błękitu”.
Po drugie, w serialu jedna z prowadzących śledztwo policjantek mówi, że jest jej smutno, ponieważ całe śledztwo obraca się wokół przestępcy. I w tym serialu rzeczywiście tak jest. Natomiast w „Błękicie”, jak we wszystkich Pani książkach, ofiara zawsze ma pierwszeństwo. Czy to świadomy wybór?
Kryminały nie tylko mają pobudzać adrenalinę, straszyć, przerażać. Ich równorzędnym zadaniem jest stymulowanie empatii i uczuć wyższych. W kontekście ewolucyjnym zbrodnie uczą nas, co jest dla nas zagrożeniem i czego mamy unikać, by przeżyć. Tym samym to nie sprawca powinien grać pierwsze skrzypce w książkach kryminalnych, ale ofiara. Jaka była? O czym marzyła? Jak wyglądało jej życie? Czemu ktoś chciał jej je odebrać? Co uruchomiło mechanizm zbrodni? Co sprawiło, że znalazła się w tak dramatycznych okolicznościach? Czy mogłaby zrobić coś, by tego uniknąć? Co po sobie zostawiła? Kto po niej płakał? Jak wielką dziurę w świecie wydrążyła jej śmierć? To są pytania, które mnie interesują. Tak naprawdę moje powieści to nie książki o zbrodni. To książki o stracie. O jasności i cieniu, który często się za nią czai.
Jedną z inspiracji do historii opowiedzianej w „Błękicie” jest prawdziwa sprawa Darii Relugi. W posłowiu wyraziła Pani nadzieję, że ta książka sprawi, że będziemy o niej pamiętać. Czy taka myśl powodowała, że łatwiej czy trudniej było pisać tę książkę?
Sprawa zamordowanej w 95 roku w Gdańsku Darii Relugi stała się asumptem do opowiedzenia fikcyjnej historii o dwóch zabójstwach młodych dziewczyn – w przeszłości i współcześnie. Obie sprawy połączyła pozostawiona na miejscu zbrodni Darii tabliczka z napisem: „zmarła śmiercią męczeńską”. I w zasadzie to ta tabliczka stała się tym pierwszym płatkiem śniegu, który obudowałam kolejnymi płatkami, tworząc wielką wyimaginowaną kulę. W toku jej lepienia zniknęła rzeczywistość. Na jej miejsce wskoczył świat przedstawiony z wykreowanymi przeze mnie bohaterami, perypetiami, punktami zwrotnymi, a co najważniejsze – ze sprawcą, który w przypadku Darii Relugi nigdy nie został ujęty. Ale oczywiście zainspirowanie się prawdziwą historią stawia pewien wymóg jak najdelikatniejszego podejścia do tematu i przemyślenia kwestii granic, w których autor ma prawo się poruszać.
„Błękit” to 5. już część cyklu „Kolory zła”. Pierwsza, „Czerwień”, została zekranizowana przez Netflix w ubiegłym roku. Głównego bohatera cyklu, prokuratora Leopolda Bilskiego, zagrał Jakub Gierszał, który fizycznie różni się od książkowego oryginału. Czy teraz, pisząc kolejną część cyklu, ma Pani przed oczyma książkowego czy filmowego bohatera?
Od czasów „Czerwieni” przez wszystkie kolejne części „Kolorów zła” mam w głowie bardzo konkretny obraz mojego bohatera. Ciemnowłosy postawny mężczyzna z brązowymi oczami, dużym prostym nosem i ciemnym zarostem. Co więcej, Bilski przełamuje stereotypy związane z wyglądem prokuratorów. Nawet do eleganckiej stylizacji nosi ciężkie buty i oversizowe bomberki, pomimo wieku średniego pozostaje młodzieżowy w tej kwestii. Filmowemu Bilskiemu brakuje tego sznytu, ale na szczęście Jakub Gierszał nadrabia swoją ponadprzeciętną charyzmą.
Czy wiadomo już coś na temat ekranizacji kolejnych części?
Film „Kolory zła” Czerwień” zdobył międzynarodowy rozgłos. W ciągu pierwszego półrocza obejrzało go ponad 40 mln widzów. W 48 krajach osiągnął pierwsze miejsce w topce Netflixa. Myślę, że szaleństwem byłoby niezekranizowanie kolejnej części (śmiech). Tyle tylko na razie mogę powiedzieć.
Trójmiasto jest dla Pani twórczości tym czym Wrocław dla Marka Krajewskiego. Przyznam, że po przeczytaniu Pani książek przyjeżdżając do Trójmiasta, a zwłaszcza chodząc po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, przypominam sobie sceny z książek i dostaję dreszczy. Czy ciężko pisać kryminały o swoim rodzinnym mieście, opisywać sceny zbrodni w miejscach, do których chodzi się na spacery?
Wręcz przeciwnie. Poruszanie się po znanej sobie przestrzeni jest bardzo wygodne. Co więcej, to właśnie te trójmiejskie miejscówki same podpowiadają mi fabularne obrazy, mocno mnie inspirując. Zauważyłam zresztą, że gdziekolwiek teraz nie idę, przemieszczam się niczym książkowy bohater. Jestem uważna na zapachy, dźwięki, kolory, architektoniczne elementy. Od razu zastanawiam się, co mogłabym wykorzystać, tworząc świat przedstawiony.
A czy Pani ma swoje ulubione książki, filmy lub seriale osadzone w Trójmieście?
Jeden film szczególnie wbił mi się w pamięć, a gdy teraz o tym myślę, być może nie pozostał bez wpływu na moje późniejsze inklinacje. Był upalny wakacyjny wieczór, który za dzieciaka spędzałam u rodziny na Żuławach. Wspólne wybieraliśmy w wypożyczalni wideo film i wybór padł na „Medium” w reżyserii Jacka Koprowicza. Do tej pory pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi podczas seansu: lęk i fascynacja. Mroczne wnętrza willi Bergera, ciemne sopockie uliczki, wzburzone i groźne morze. Ciekawe, na ile te obrazy wkodowały mi się w głowę, by zaistnieć wiele lat później na kartach moich powieści?
Czy pracuje Pani już nad nową książką i jeśli tak, czy będzie to kolejna część cyklu „Kolory zła”?
Obecnie pracuję nad szóstą częścią „Kolorów zła”. Tytułu jeszcze nie mogę zdradzić, ale oczywiście wybrana barwa będzie spójna z nastrojem budowanym w powieści. Tym razem sprawa wiąże się z rozkawałkowanym ciałem kobiety porzuconym w różnych miejscach Trójmiasta, policyjnym nurkiem i obsesyjną miłością. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, książka pojawi się już jesienią.