Karolina Kominek o pracy nad serialem „Czarne stokrotki”: „To była walka z żywiołem”

20 marca 2025
Karolina Kominek o pracy nad serialem „Czarne stokrotki”: „To była walka z żywiołem” Karolina Kominek, AKPA

Trzy miesiące od premiery serial Canal + „Czarne stokrotki” wciąż utrzymuje się w TOP3 najchętniej oglądanych produkcji platformy.  O tym jak wyglądało kręcenie podwodnych zdjęć, czy bała się podczas nagrywania scen w jaskiniach pod Wałbrzychem i czy znała wcześniej język czeski rozmawiamy z Karoliną Kominek, odtwórczynią głównej roli w serialu „Czarne stokrotki”.

„Czarne stokrotki” to serial z pogranicza kryminału i mystic. Opowiada o Lenie Opalińskiej (Karolina Kominek), geolożce, która w dzieciństwie porzuciła córkę. Teraz nastoletnia Aga znika wraz z grupką przebywających pod jej opieką przedszkolaków. Lena wraca do Polski, aby pomóc odszukać dziewczynę.

Czemu zdecydowała się Pani na rolę Leny?

Rola Leny to jest tak ciekawie napisana, złożona postać, że myślę, że chyba nie ma aktorki, która by się nie podjęła takiego wyzwania. Poza tym realia pracy aktora w Polsce są takie, że naprawdę  niewielu aktorów może przebierać w propozycjach.

Lena to złożona postać. Ambitna geolożka, matka, która ma trudne relacje z córką, a do tego pełni w serialu rolę detektywa. Jaki aspekt tej postaci stanowił dla Pani największe wyzwanie? 

Dla mnie taka główna składowa tej bohaterki i coś co najbardziej mnie poruszyło już na etapie czytania scenariusza, to było jej doświadczenie macierzyństwa. Bardzo trudne, skomplikowane, bardzo bolesne, związane z nieobecnością w życiu córki. Bardzo mocno mnie to dotknęło, bo sama jestem matką. Niespodziewanie pojawia się w życiu Leny szansa, paradoksalnie przez zaginięcie dziecka na to żeby powrócić do jej życia, odzyskać ją.

Czy to było dla Pani ciężkie, żeby grać taką postać, która zawiodła córkę, a nawet wystawiła ją na niebezpieczeństwo?

Lena oficjalnie cierpi na chorobę Wilsona, która może objawiać się różnymi zaburzeniami psychicznymi. To wpłynęło mocno na jej relację z córką. Warto jednak podkreślić, że Lena podjęła odważną i świadomą decyzję, aby odejść z życia swojej córki. Myślę, że to była jedna z boleśniejszych decyzji jej życia. I zrobiła to dla jej dobra, żeby ją ochronić przed tym, co mogłoby się wydarzyć, jakie mogłyby być konsekwencje tego, że ona cierpi na tę chorobę. Myślę, że to jest największy jej dramat, ale też ogromna siła, że zrezygnowała z niej i żyje z taką ogromną stratą, żeby swoją córkę ochronić. Myślę, że ten aspekt macierzyński najbardziej mnie poruszył i był dla mnie aktorskim wyzwaniem, ale było też mnóstwo innych wyzwań. Kocham wyzwania, kocham się uczyć nowych rzeczy, a to mnie właśnie czekało na planie serialu. Grałam dużo trudnych kaskadersko scen, w tym sceny kręcone pod wodą. Innego typy wyzwaniem była nauka czeskiego, potrzebnego w wielu scenach.

Jak wyglądała w Pani przypadku nauka czeskiego? Znała Pani wcześniej ten język?

Kompletnie nie, zaczęłam więc naukę od zera. Wiadomo, że nie nauczyłam się języka czeskiego, bo byłoby to niemożliwe w tak krótkim czasie, natomiast uczyłam się tekstu fonetycznie i główne zadanie polegało na tym, żeby złapać specyficzną melodię tego języka. Odkryciem dla mnie było to, że w czeskim języku tak naprawdę dużo lepiej mi się grało. I zrozumiałam też dzięki temu, jak bardzo istotne są intencje, które przekazujemy, wewnętrzne tematy, dużo ważniejsze niż słowa. Oczywiście to jest taka oczywista oczywistość, natomiast tutaj mogłam tego w inny sposób doświadczyć.

W tych scenach z językiem czeskim Pani postać była najbardziej krucha i jako rzadko okazywała słabość. Czy to kwestia języka czy też faktu, że w języku czeskim Lena rozmawiała głównie z ojcem? 

Rzeczywiście sceny po czesku to są sceny głównie z ojcem, z którym relacja jest w moim odczuciu pełna ciepła i przy nim Lena pozwala sobie na okazywanie słabości i swojej kruchej strony. Myślę, że też potrzebuje się poczuć zaopiekowana przez niego w jakiś sposób.

Innym wyzwaniem były sceny kaskaderskie. Gdzie były nagrywane i jak długo trwało przygotowanie takich scen? 

Sceny podwodne były nagrywane na basenie wojskowym w Gdyni, gdzie mieliśmy praktycznie tydzień zdjęć. I to jest taki bardzo, bardzo głęboki basen, bodajże 6 czy 7 metrów głębokości. W wielu tych scenach musieliśmy schodzić na samo dno basenu, ale oczywiście byliśmy odpowiednio zabezpieczeni i po przeszkoleniu. Uczyliśmy się jak oddychać, jak schodzić na dół tego basenu z butlą. Dodatkowo nie byliśmy w kostiumach kąpielowych, tylko w naszych kostiumach serialowych, co też było dosyć trudne. Także była walka z żywiołem, a również z jakimiś lękami, oswojeniem czegoś zupełnie nowego. Początki były dla mnie bardzo trudne, miałam poczucie, że nie dam rady, ale później gdzieś tam się przełamałam i na sam koniec już nawet czerpałam z tego przyjemność.

A propos lęku, czytałam że lubi Pani kryminały, truecrime. Serial „Czarne Stokrotki” jest trochę na granicy właśnie dreszczowca, są takie momenty, kiedy można się trochę przestraszyć. Czy aktor grający takie sceny też odczuwa wówczas lęk, czy raczej jest to po prostu zwykły dzień na planie?

Trudno mi odpowiedzieć, bo ja oglądając „Czarne stokrotki” raczej nie miałam momentów, żebym się jakoś bardzo bała, ale myślę, że przez to, że oglądam sporo thrillerów i kryminałów jestem uodporniona. Natomiast rozmawiałam z dwiema czy trzema osobami, które mi powiedziały, że lekko się bały. Ja się nie boję, ale to też jest kwestia znajomości scenariusza i dla mnie takie sceny, które mają wywołać jakiś dreszcz u widza, nie różnią się zupełnie niczym od innych scen. Natomiast pamiętam jedną z sytuacji, gdzie autentycznie się przestraszyłam. Kręciliśmy w jednym z tuneli pod Wałbrzychem i byłam tam tylko z naszym operatorem kamery. Reszta ekipy została dosyć daleko, a myśmy przemierzali te tunele, ja z latarką. No i tam było rzeczywiście tak nieprzyjemnie, zimno, mrocznie i w którymś momencie od ściany odleciał nietoperz i myślałam, że dostanę zawału.To ujęcie weszło do serialu, z czego się bardzo cieszę, bo autentycznie się wtedy przestraszyłam.

„Czarne stokrotki” były kręcone w 2022 roku, więc do widza trafiły ponad dwa lata później. Czy czas, który upłynął, spowodował, że oglądając serial teraz ma Pani refleksje nad temat tej roli, myśli że teraz zagrałaby Pani coś inaczej? 

Tak, powiem Pani, że przez ostatnie lata wyjątkowo dużo pracowałam na planie, myślę że dużo więcej niż wcześniej. Mam takie poczucie, że się bardzo rozwinęłam aktorsko i oglądając te osiem odcinków miałam takie poczucie, że wszystko bym mogła zrobić dzisiaj lepiej. Nie mam jednak do siebie jakiegoś żalu czy poczucia, że coś zrobiłam nie tak, ponieważ na tamten moment dałam z siebie sto procent tego, co miałam. Jestem też taką perfekcjonistką i swoim najsurowszym krytykiem, dlatego w ogóle nie przepadam za oglądaniem swojej pracy. Często jak po latach wracam do jakichś takich starych projektów, czy nawet do mojego debiutu, to oglądam to z taką większą sympatią i akceptacją dla siebie niż dla bieżących ról. Dlatego uczę się sobie trochę odpuszczać.

W trakcie pracy na planie „Czarnych stokrotek” miała Pani okazję grać z Dawidem Ogrodnikiem. Graliście przyjaciół z dzieciństwa, których łączy wspólna przeszłość. Czy poznaliście się wcześniej, czy dopiero na planie i czy było łatwo stworzyć taką ekranową więź?

Z Dawidem akurat się znaliśmy ze szkoły, ponieważ kończyliśmy oboje krakowską PWST. Dawid był bodajże rok albo dwa lata niżej, więc kiedy ja kończyłam szkołę, a on tam był w trakcie studiów. Znaliśmy się też z różnych zdjęć próbnych. Nie mieliśmy przyjemności grać wcześniej ze sobą, natomiast się kojarzyliśmy bardzo dobrze i mieliśmy też próby przed scenami. Natomiast ze sporą częścią obsady spotkałam już po raz kolejny i znaliśmy z różnych innych projektów. Za to pierwszy raz pracowałam na przykład z Dobromirem Dymeckim, z którym wspaniale mi się współpracowało. Także z Pauliną Gałązką, którą uwielbiam i uważam, że jest super utalentowana, lubiłam kręcić wspólne sceny, ponieważ jest partnerką która bardzo, bardzo dużo daje podczas wspólnej gry. I rzeczywiście czułam, że to jest taka dawna przyjaciółka, która pomimo bolesnych doświadczeń wspiera bardzo tę Lenę.

Wspomniała Pani, że pierwszy raz grała z Dobromirem Dymeckim, z którym ma Pani w serialu kilka scen erotycznych. Czy ciężko gra nagrywa się takie sceny w takiej sytuacji? 

Takie sceny intymne zazwyczaj są trudne, natomiast od kilku lat mamy na szczęście taką funkcję jak koordynator intymności i tutaj była to Marta Łachacz, która spotkała się z nami, obgadała wszystko również z reżyserem, mieliśmy próby. Także nagrywanie przebiegło bardzo sprawnie, z dobrą komunikacją i w dobrej atmosferze.

Jakie ma Pani plany zawodowe na 2025 rok?

Teraz aktualnie skończyłam zdjęcia do drugiego sezonu „Zatoki Szpiegów” i premiera będzie najprawdopodobniej wiosną. Szykują się też nowe projekty, ale teraz są takie czasy, że nie za dużo można zdradzać, w zasadzie nic.

Dziękuję za rozmowę. 

Rozmawiała Marta Rogacewicz

Polecamy

Sponsorzy

Sponsorzy
Sponsor statuetek
Partnerzy Plebiscytu i Gali
Partnerzy medialni