Najważniejsze jest wsparcie

Są jak ogień i woda. Ona gadatliwa i emocjonalna, on odpowiedzialny i wyciszony. Na tym polega sekret ich szczęśliwego związku. – Stanowimy dla siebie dobrą równowagę – mówi aktorka.

 

Jak zareagowaliście, gdy dostaliście propozycję wystąpienia w programie „Czar par”?
Marcin Hakiel: Ktoś z produkcji zadzwonił do małżonki,
a ona z kolei do mnie. Byłem ciekawy, w jakim charakterze mamy pojawić się w tym programie. Gdy okazało się, że będziemy jurorami, pomyśleliśmy: Dlaczego nie?
Katarzyna Cichopek: To nasz debiut w takim charakterze, dlatego byliśmy zaskoczeni. Na ogół dzwonią do nas, żebyśmy wzięli udział w jakimś show jako uczestnicy. Pamiętamy też, jaką popularnością cieszył się „Czar par” przed laty, i była to dla nas wielka zachęta.

 

Dużą zaletą tego teleturnieju jest to, że pokazuje zgodne pary, które na dodatek potrafią ze sobą współpracować.
K.C.: To jest dla nas bardzo ważne. W telewizji wystarcza­jąco dużo można zobaczyć skrajnie negatywnych emocji…
M.H.: …a my się z tym nie utożsamiamy. Dlatego zdarzyło się nam odrzucić kilka propozycji udziału w takich ekstremalnych produkcjach. Tutaj jest rozrywka tylko z pozy­tyw­nymi emocjami.

Zastanawiałam się, czy Pani dla męża będzie większym wsparciem w programie „Czar par”, czy odwrotnie? Ale widzę, że panuje całkowita równowaga.
K.C.: Kiedy jedno słabnie, drugie przejmuje pałeczkę. Telewizja jest dla mnie naturalnym środowiskiem. Nie denerwuję się, występując przed kamerą. Ale przed wejściem do studia różnie bywa. Na szczęście jest przy mnie Marcin, który gasi wszystkie pożary, te związane z moimi emocjami, ale też produkcyjne, dotyczące naszego duetu.
M.H.: W naszym małżeństwie stawiamy na partnerstwo. Znamy swoje mocne i słabsze strony. Z tego powodu nigdy w życiu nie będę starał się więcej mówić, niż moja małżonka. Zresztą nie byłbym w stanie jej w tym pokonać. (śmiech)

 

Ciekawa jestem, czy zdecydowalibyście się na występ w „Czarze par” jako uczestnicy?
M.H.: Zastanawialiśmy się nawet nad tym i myślę, że nie byłoby z tym problemu.
K.C.: Gorzej, gdyby przyszło nam między sobą konkurować. Któraś ze stron w pewnym momencie chyba by odpuściła.
M.H.: Obserwujemy pary w programie i doceniamy zwłaszcza te, które wzajemnie się wspierają. Nawet jeśli im coś nie wyjdzie.Konkurencje, z którymi się mierzą, są często naprawdę bardzo skomplikowane, a jednak mogą na siebie liczyć. Nikt do nikogo nie ma pretensji. To piękne – kiedy na przykład któraś pani nie radzi sobie z jakimś zadaniem, mąż za wszelką cenę stara się jej pomóc. Kibicujemy takim parom.

 

Słyszałam, że macie czasami odrębne zdanie na temat różnych uczestników…
K.C.: Zdarza się. W trakcie nagrań wyszło na jaw, że widzimy świat zupełnie inaczej!
M.H.: Były takie konkurencje, w trakcie których ja dałem jeden lub dwa punkty, a Kasia czternaście.
K.C.: Wynikało to z tego, że konkurencja była techniczna, więc Marcin podszedł do niej bardzo fachowo, a ja z kolei postawiłam na emocje.

 

Czy wciąż potraficie siebie zaskoczyć?
K.C.: Oj, tak! Marcin lubi przygotowywać różne niespodzianki. Ale czy ja potrafię Ciebie jeszcze zaskoczyć?
M.H.: Uwierz mi – potrafisz! Podoba mi się, że będąc koło siebie, potrzebujecie Państwo kontaktu – trzymacie się za ręce, przytulacie do siebie.
M.H.: Bardzo to lubimy. Może dlatego, że w ciągu dnia rzadko się widzimy i kiedy wreszcie jesteśmy
razem, musimy nadrobić ten czas z dala od siebie.
K.C.: To prawda, ciągle się dotykamy, ale też dlatego, że nie ma koło nas dzieci. Na co dzień to one dominują w naszym domu. Gdybyśmy tak siedzieli obok siebie, jestem pewna, że pojawiłaby się nasza córeczka i wskoczyła mi na kolana.
M.H.: Kiedy chcemy sobie przez chwilę potańczyć na naszym dywanie w salonie, natychmiast zjawia się między nami Helenka! Słyszałam, że całkiem dobrze sobie radzi, jeśli chodzi o pląsy. Wcale się nie dziwię.
K.C.: Chodzi nawet na lekcje tańca do szkoły tatusia. Bardzo to lubi.

 

Rośnie Wam artystka!
K.C.: Coś czuję, że jest obciążona genetycznie, ale spodziewam się, że nie będzie chciała występować na scenie w takiej roli, w jakiej ja to robię. Jest bardzo uzdolniona muzycznie, więc kto wie, może ją zobaczymy w jakieś muzycznej odsłonie.
W tym roku poszła do szkoły…
K.C.: Do zerówki. To było ogromne przeżycie.
M.H.: Dla nas na pewno większe niż dla niej! (śmiech) Helenka zwracała tylko uwagę na mundurek. Jaka jest spódniczka, skarpetki…
K.C.: Córka jest twarda i przebojowa, a syn bardziej refleksyjny i emocjonalny.
M.H.: Ale też zmieniają się im charaktery. Oboje odkrywają nowe rzeczy. Adaś ma 10 lat, wchodzi w wiek nastoletni. Zaczyna obserwować świat, ma swoje pasje.

 

Jest synem mamusi czy tatusia?
K.C.: Mamy teraz taki moment, że Marcin jest dla niego
bogiem! Tatusia słowo jest święte. Bardzo się z tego cieszę, bo to znaczy, że nasz syn ma duży szacunek do ojca. A przecież te męskie relacje są bardzo ważne, bo kształtują osobowość dziecka na późniejsze lata. Poznaliście się czternaście lat temu w programie „Taniec z gwiazdami”. Pan Marcin
pewnie wciąż pamięta, jak do sali prób weszła śliczna Katarzyna Cichopek, uczesana w dwa kucyki.
M.H.: Oj, tak, pamiętam…
K.C.: Mam wrażenie, że to się działo w jakimś poprzednim życiu. Z sentymentem wracam do tamtych czasów, chociaż rzadko, bo jesteśmy skupieni na tym, co tu i teraz. Częściej myślimy o przyszłości niż o przeszłości. To co będzie za kilkanaście lat, kiedy dzieci wyfruną z gniazdka?
K.C.: Życzę im jak najlepiej. Chciałabym, żeby byli wolnymi ludźmi w podejmowaniu życiowych decyzji. Ale… jeśli chciałyby studiować za granicą, to myślę, że jest na to sposób. Spakuję
walizeczkę i polecę za nimi.
M.H.: A ja oczywiście za wami!

Rozmawiała MARZENA JURACZKO